Co myślicie o opowiadaniu?

czwartek, 30 maja 2013

Rozdział II część 2.

Obudziłam się z bólem głowy. Powoli wstałam i rozejrzałam się po pokoju. O ile mnie wzrok nie mylił byłam w sypialni Elijah'y. Syknęłam i złapałam się za gardło. Byłam strasznie głodna. W wampirzym tempie wybiegłam z pokoju i skierowałam się w stronę drzwi. Kiedy je otworzyłam, światło słoneczne wpadło do pomieszczenia, a ja zaczęłam się palić. Krzyknęłam i pobiegłam w głąb domu. Próbowałam uspokoić oddech, niestety nic z tego. Gardło i skóra niewyobrażalnie mnie bolały. Spojrzałam na mój pierścień chroniący przed słońcem. Dlaczego nie działał? Co się dzieję, do cholery?! Nie mogłam wrócić do pokoju, bo drogę zagradzał mi snop światła. Byłam coraz słabsza, spróbowałam wstać, ale piekący ból mi to uniemożliwił. Nagle zobaczyłam przed sobą jakąś sylwetkę.
- Meg? - zapytał przerażony brunet
- Kol... - syknęłam i wpadłam mu w ramiona.
- Hej, mała? Co się dzieję? - zapytał, a widząc mój stan, nadgryzł swój nadgarstek i podał go mi. - Dalej, pij.
Nie chciałam tego, ale pragnienie było za silne. Spojrzałam na niego słaba, a on tylko potaknął. Złapałam jego rękę i wgryzłam się w nadgarstek. Życiodajny płyn spływał mi po gardle, a ja czułam przypływ energii. Piłam łapczywie i zachłannie, chłopak tylko głaskał mnie po głowie. Po chwili odsunęłam się od chłopaka i go przytuliłam, on zdziwiony odwzajemnił gest.
- Dziękuję. - szepnęłam z ulgą.
- Nie ma sprawy księżniczko. - odpowiedział - Musisz odpocząć, chodź.
Uśmiechnęłam się słabo i z pomocą Kola wstałam z podłogi. Nie byłam już tak wykończona jak wcześniej. Dzięki krwi Kola ból zniknął, mimo, że krew wampira jest mniej odżywcza niż człowieka, dawałam radę. Zaatakowałam łóżko i zamknęłam oczy, chłopak usiadł koło mnie. Nagle przypomniała mi się wczorajsza noc, więc odruchowa złapałam się za szyję. Po ugryzieniu nie było ani śladu, ale Stev ugryzł mnie w szyję, na pewno! Może Klaus dał mi już swoją krew...Postanowiłam popytać.
- Kol..?
-Co? - mruknął
- Czy był tu Klaus? - zapytałam
- Nie, wyjechał wczoraj w czasie balu, jeszcze przed twoim porwaniem. Do teraz nie wrócił. A co? - rzucił
- Nic, nic. - szepnęłam zamyślona.
Miliony myśli kłębiło mi się w głowie. Jak to Klausa tutaj nie było? Jak ja wyzdrowiałam...? Wampiry umierają od ugryzienia wilkołaka...to dlaczego ja żyję?
- A Elijaha? - zapytałam nieśmiało
- Siedział tu z tobą prawie całą noc, a potem pojechał się czegoś dowiedzieć.....O, to on. - powiedział, a do pokoju wparował pierwotny.
- Cześć braciszku. - rzucił Kol, a zaraz potem wyszedł zostawiając mnie z Elijahą samych.
Najstarszy Mikaelson usiadł koło mnie na fotelu. Z jego miny nie mogłam nic wyczytać, przestraszyłam się.
- Elijaha, ja... - zaczęłam
- W co Ty się wplątałaś? - zapytał poważnie.
Przygryzłam dolną wargę, przełknęłam ślinę i spojrzałam przez okno.
- W nic takiego. - szepnęłam
- NIC TAKIEGO?! Nie wiem czy zauważyłam, ale wczoraj torturowały Cię wilkołaki! Gdybyśmy nie zaczęli Cię szukać, najpewniej byłabyś MARTWA. Zdajesz sobie sprawę jak ja się z tym czuję? Jedyna osoba której ufałem w pełni, mnie okłamywała. - krzyczał zły.
- Chcesz znać prawdę?! Dobra, tak torturowały mnie wilkołaki, bo tak się składa, że jakieś 50 lat temu ukradłam księga i zabiłam wielu z nich. Teraz mnie ścigają, bo chcą tego, co im wzięłam. Wiesz dlaczego wam nic nie powiedziałam? Nawet jeśli bym wam powiedziała wcześniej, to i tak by nic nie dało. Nie chcę narażać ludzi na których mi zależy Elijaha. A teraz wybacz, ale jestem głodna, więc jedyne czego chcę to jedzenie. Pa, pa! - wkurzona skończyłam swój monolog, wyjęłam z szafki drugi pierścień na słońce, założyłam go i wyskoczyłam przez okno. Biegłam przed siebie, byle dalej od tej willi.


I jak? ;3
KOMENTUJCIE :D


wtorek, 21 maja 2013

Rozdział 2.

Z punktu widzenia Elijah'y

Po rozmowie z moim bratem, postanowiłem znaleźć Megan. Chciałem z nią porozmawiać, ale niestety w willi jej nie było. Zaniepokojony wyszedłem na dwór i rozejrzałem się dookoła siebie. Martwiłem się. Tylko dlaczego? Meg jest 1000 letnim wampirem, na pewno nic jej nie jest. Jednak jakaś moja część nie mogła się uspokoić. Wziąłem głęboki wdech i postanowiłem do niej zadzwonić. Po kilku sygnałach usłyszałem znajomą melodyjkę. Rozłączyłem się i podszedłem do miejsca w którym usłyszałem dźwięk. Jej telefon leżał na trawniku przy wejściu, ukląkłem i podniosłem telefon. Szybka była pęknięta, moją uwagę przykuła jakaś rzecz niedaleko jej telefonu. Była to roztrzaskana strzykawka, dotknąłem płynu, który się z niej wylewał. Niestety szybko tego pożałowałem. Werbena - syknąłem.
- Elijaha, o co chodzi? - zapytał ktoś za mną.
- O Megan. - powiedziałem szybko do mojego brata
- Meg?! Co się stało? - zapytał zdziwiony Kol
- Ona zniknęła. - odpowiedziałem i wskazałam na telefon i roztrzaskaną strzykawkę.
Brunet patrzył na mnie przerażony.

Z punktu widzenia Megan

Nagle poczułam niewyobrażalny ból, krzyknęłam i otworzyłam oczy. Jakiś idiota wylał na mnie wiadro werbeny.
- Zwariowałeś?! - krzyknęłam
- Nasza śpiąca królewna się wreszcie obudziła!. - powiedział mój oprawca i uśmiechnął się jadowicie.
Powoli rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byłam w jakimś lochu, przywiązana do krzesła linami nasączonymi werbeną, które przy najmniejszym ruchu niemiłosiernie paliły mi skórę i żelaznymi łańcuchami.. Spojrzałam prosto w czarne oczy chłopaka i zaśmiałam się. Oczywiście w "nagrodę" wbił mi kołek w brzuch. Syknęłam, a oczy mi się zeszkliły.
- Zachowuj się, teraz to ja decyduję czy będziesz żyć, czy nie.  - powiedział i wbił mi kołek jeszcze raz.
Krzyknęłam, próbowałam się wydostać, ale nic z tego. Przełknęłam ślinę i spuściłam wzrok.
- Nawet nie próbuj. - powiedział beznamiętnie.
- Po co mnie tu trzymasz? - zapytałam przez łzy.
- Przecież wiesz. - syknął i podszedł bliżej mnie. - GDZIE JEST KSIĘGA?! - krzyknął i walnął rękami o oparcia krzesła.
Zaśmiałam się i spojrzałam na niego.
- Nigdy się nie dowiesz. - syknęłam
Wbił mi jeszcze jeden kołek, tym razem nie w brzuch. Wbił mi go w klatkę piersiową tuż koło serca.
- Nie? - syknął i zbliżył się do mnie tak blisko, że dzieliło nas kilka centymetrów.
Jego oczy zmieniły kolor na bursztynowo-żółty, a następnie wgryzł mi się w szyję. Poczułam okropny ból, krzyknęłam. Jad wilkołaka dostał się do mojego ciała. Mężczyzna odsunął się ode mnie, uśmiechnął się wrednie i obrócił się w stronę drzwi. Czułam, że tracę siły, zostało mi mało czasu. Nagle ciało mężczyzny bezwładnie opadło na podłogę, a na jego miejscu stał wysoki brunet w garniturze. Patrzył na mnie przerażony.
- Elijaha. -  uśmiechnęłam się do niego słabo, a zaraz potem straciłam przytomność.
_____________________________________________________________________________
I jak? :3
Sory, że taki krótki.
KOMENTUJCIE :D


sobota, 18 maja 2013

Rozdział I część 2

Jak oznajmiłam, wyszłam z willi i skierowałam się w stronę pobliskiego parku. Wszędzie było zielono, a wiatr przeczesywał mi włosy. Uśmiechnęłam się, Kol miała racje, jakieś 4 metry ode mnie stał wysoki mężczyzna w garniturze.
- Elijaha. -  zawołam i położyłam mu rękę na ramieniu.
Mężczyzna obrócił się na pięcie. Wyglądał na zamyślonego i nieobecnego. Uśmiechnęłam się promiennie. Pierwotny jeszcze chwilę badał mnie wzrokiem, potem odwzajemnił uśmiech.
- Megan. - mruknął i uśmiechnął się w sposób, który uwielbiałam.
Zarzuciłam mu ręce na szyję i wtuliłam się w pierwotnego.
- Tęskniłam - westchnęłam z ulgą.
- Ja też. - odpowiedział i odwzajemnił gest.
Rozmawialiśmy jeszcze jakiś czas, głównie o tym ci się działo po tym jak ich opuściłam. Ominęłam tę cześć historii, w którą były wplątane wilkołaki, nie chciałam go martwić. Uwielbiałam rozmawiać z Elijahą, czułam, że z nim mogę porozmawiać o wszystkim. Łączyło nas coś więcej niż przyjaźń. Kol, Klaus i Rebeka byli dla mnie jak rodzeństwo, a Elijaha? No właśnie, Elijaha....
- Idziemy? - zapytał
- Oczywiście. - odpowiedziałam wesoło
Poszliśmy razem w stronę willi Mikaelsonów. Gdy weszliśmy do środka, od razu podbiegła do mnie Bekah.
- Przykro mi braciszku, ale muszę porwać Ci dziewczynę. - zawołała i serio mnie porwała.
Weszłyśmy do mojego nowego auta i pojechałyśmy w stronę centrum handlowego.
- Może wyjedziemy z miasta. - zaproponowałam - Mam dość tego, że ktoś co chwila mnie z kimś myli...
- Jasne. Znam świetny sklep za miastem. - odpowiedziała ochoczo.
Chodziłyśmy po sklepach parę dobrych godzin. Na szczęście udało nam się coś wybrać. Rebekah wybrała bardzo ładną, długą zieloną suknie, a ja także długą, czarną suknie bez ramiączek. Korzystając z okazji kupiłam także 3 bluzki, 2 pary jeansów i w tym jedne krótkie, torebkę, 3 pary szpilek i skórzaną kurtkę, a to wszystko dzięki karcie kredytowej Nika, którą mu zwinęłam wychodząc z domu. Bekah też zakupiła dużo nowych rzeczy. Zadowolone wróciłyśmy do auto i pojechałyśmy z powrotem do Mystic Falls.
- Muszę przyznać, że zakupy się udały. - oznajmiłam wesoło.
- Udały, to mało powiedziane. - odpowiedziała rozbawiona.
- Ehh...Tylko jak uświadomić Klausowi, że wydałyśmy połowę kasy z jego karty kredytowej. - mruknęłam
- Nie martw się, na szczęście to nie jedyna jego karta. - rzuciła
Wymieniłam z nią porozumiewawcze spojrzenia i wybuchnęłyśmy śmiechem. Dość szybko wróciłyśmy do miasteczka. Wzięłyśmy wszystkie torby z zakupy i powoli weszłyśmy do willi. W salonie Elijaha zawzięcie rozmawiał o czymś z Klausem. Chłopaki od razu nas zauważyli. Klaus był bliski wybuchnięcia śmiechem, a Elijaha się po prostu śmiał. Spiorunowałam ich spojrzeniem.
- Było by miło gdybyście nam troszeczkę pomogli. - powiedziałam
- Macie 1000 lat, przecież to dla was nic. - odpowiedziała rozbawiony Klaus
- Nie no, dzięki. - powiedziałam przez zęby i zaniosłam torby do pokoju.
Przebrałam się w nowe rzeczy i zeszłam na dół.
- Dużo kupiłyście. - zauważył Kol.
- Skąd miałyście kasę. - zapytał Klaus
- No bo, wiesz...-zaczęłam i przeczesałam włosy ręką. - pozwoliłam sobie pożyć twoją kartę kredytową...
Mężczyznę zamurowało, zaraz potem w wampirzym tempie wstał z kanapy i podszedł do mnie.
- CO?!
- Nie wściekaj się, połowa kasy została. - tłumaczyłam się
Klaus był bliski wyjścia z siebie. Uśmiechnęłam się i szybko pobiegłam z zakupami na górę. Odetchnęłam i swobodnie opadłam na łóżko. Zaśmiałam się i odpłynęłam.

***

- Dalej Meg! - zawołał Kol
- No przecież idę! - odkrzyknęłam
Wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem. Ubrałam się w nowo zakupioną sukienkę, włosy wysoko upięłam, a następnie założyłam wysokie, czarne szpilki. Nagle ktoś wszedł, obróciłam się na pięcie w drzwiach stał wysoki brunet ubrany w garnitur. Uśmiechał się.
- Mogę prosić, panno Pierce? - zapytał
- Oczywiście panie Mikaelson. - odpowiedziałam i podeszła do mężczyzny, a on zaprowadził mnie do schodów.
- Elijah, ja nie powinnam tędy schodzić, ludzie mogliby się troszeczkę zdziwić, przecież sobowtór tu jest. - powiedziałam z powagą.
- Nie wierzę, że się tym przejmujesz. - powiedział ktoś za mną, był wyraźnie rozbawiony.
Spojrzałam na Kola i złożyłam ręce na piersi. Zaśmiałam się i razem z Elijahą zeszłam schodami. Na dole było mnóstwo ludzi, byli zdezorientowani, rozbawieni i poddenerwowani. Uśmiechnęłam się promiennie i podeszłam do barku. Oparłam się o stolik,  w ręce trzymałam kieliszek z winem. Nagle zobaczyłam, że do willi wchodzi wysoka brunetka w pięknej długiej sukni. Cholera, ona wyglądała jak JA! Przełknęłam ślinę, więc to prawda jest tu sobowtór. Będzie ciekawie. - pomyślałam i uśmiechnęłam się złowrogo. Dopiłam zawartość mojego kieliszka i powoli podeszłam do sobowtóra.
- Hej, jak masz na imię? - zapytałam wesoło.
Dziewczynę zamurowało, przerażona ilustrowała mnie wzrokiem. Obok owej dziewczyny stał wysoki brunet z zielonymi oczami.
- E....Elena. - wyjąkała
- Idźmy gdzieś, jesteśmy na widoku. - szepnął Stefan.
Uśmiechnęłam się wesoło i zaprowadziłam ich do pobliskiego pokoju. Podeszłam do barku, wyjęłam butelkę whisky i napiłam się. Z lubością oblizałam wargi, a następnie zwróciłam się do moich gości.
- Elena Gilbert. - powiedziałam akcentując oby dwa słowa. - Sobowtór Katherine, prawda? Prowadzisz się z braćmi Salvatore. Ciekawe....to mi wygląda na powtórkę z rozrywki.
Zaśmiałam się i odłożyłam butelkę. Nagle ktoś przygwoździł mnie do ściany.
- Czego chcesz?! - syknął rozwścieczony Stefan.
Uśmiechnęłam się złowrogo i zręcznie skręciłam mu kark. Elena stała w osłupieniu. Poprawiłam sukienkę i dokończyłam whisky.
- Miło było. - rzuciłam beznamiętnie i wyszłam z willi.
Na dworze było chłodno, zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Uśmiechnęłam się i postanowiłam wrócić na bal. Nagle ktoś mnie złapał od tyłu i wbił mi strzykawkę w ramię. Poczułam okropny ból. Werbena - pomyślałam, a zaraz potem film mi się urwał.