czwartek, 26 września 2013
Rozdział VII
Obudziły mnie jakieś hałasy na dole, automatycznie przykryłam głowę poduszką. Dlaczego tam tak głośno?! Która jest godzina?! 6:00? Leniwie spojrzałam na zegarek, 11:30. Jęknęłam cicho i niechętnie wyszłam z pokoju.
- Żartujesz sobie?! Jak to zniknęła?! - krzyczał ktoś w salonie.
Po głosie poznałam, że to Klaus. Podeszłam bliżej barierki.
- Zaatakowała i uciekła. - podsumował Kol.
- Co zrobimy z wściekłymi wilkołakami w Mystic Falls? - zapytał jakiś brunet, siedzący koło Eleny.
- Może to jej sprawka? - zaproponował Damon.
Otrząsnęłam się i pośpiesznie zeszłam ze schodów.
- O co chodzi? - zapytałam zdezorientowana
Wszyscy spojrzeli na mnie. Eliajah stał oparty o kanapę, Kol nalewał sobie drinka, Klaus stał koło Rebekhi, Joy, Elena, Damon, Katherine i Stefan siedzieli na kanapach, a jakaś blondynka zajmowała fotel w kącie z wzrokiem utkwionym w podłodze, wyglądała na smutną i nieobecną. Moja przyjaciółka zrobiła wielkie oczy i szepnęła coś do mnie. Nie miałam pojęcia o co jej chodziło, dopiero po chwili zorientowałam się, że mam na sobie tylko majtki i krótką bluzkę odsłaniającą brzuch. W wampirzym tempie poszłam się przebrać, a następnie zeszłam do moich przyjaciół.
- Czy ktoś mi wytłumaczy co tu się dzieję?! - zapytałam i stanęłam koło Kola.
Klaus wziął głęboki wdech i spojrzał na swojego brata.
- Esther zniknęła. - zaczął - Tej nocy również zaatakowały wilkołaki, a pełnia dopiero za kilka dni...Zanim jednak Esther zniknęła, zaatakowała Cię.
- Co? - szepnęłam przerażona. - Nic nie pamiętam...
Oparłam się o kanapę i przeczesałam ręką włosy.
- Usłyszałem hałasy w nocy, więc przyszedłem do twojego pokoju. - wtrącił Kol. - Miałaś zamknięte oczy i cała się trzęsłaś, a ona mówiła jakieś zaklęcie, gdy tylko mnie zobaczyła uśmiechnęła się wrednie i zniknęła. Nie chcę myśleć co by było, gdybym przyszedł później.
Spojrzałam na bruneta i uśmiechnęłam się do niego słabo.
- Czego ona chce?! - zapytał wkurzony Damon.
- Naszej śmierci. - szepnął najstarszy Pierwotny, patrząc w płomienie tańczące w kominku.
Wszyscy spojrzeli na niego przerażeni. Jak to śmierci? Dlaczego?
- Ponieważ jesteśmy potworami i jedyne co potrafimy robić to zabijać. - skwitował ozięble Klaus.
- Jak niby zamierza to zrobić? - zapytała Elena.
Zdziwiło mnie jej zaangażowanie w tą sprawę. Wzięłam głęboki wdech, nagle coś mnie oświeciło!
- Księga! - prawie, że krzyknęłam. Moi przyjaciele spojrzeli na mnie zdziwieni. - Jakieś pół wieku temu, ukradłam pewną ważną księgę wilkołakom. Były w niej podobno zapisane zaklęcia, którymi można zniszczyć stworzenia nadnaturalne i oczywiście wiele innych, groźnych zaklęć. - Iskierki nadziei pojawiły się w oczach Kola. - Niestety straciłam ją... Kiedy z nią uciekałam, ona po prostu zniknęła...
- A gdzie ją znalazłaś? - zapytał Elajah.
- W tym problem... Nie pamiętam. - oznajmiłam zakłopotana.
- Jak to nie pamiętasz? - zapytał poirytowany Klaus
Wzięłam głęboki wdech i wytężyłam umysł, żeby coś sobie przypomnieć. Skończyło się niepowodzeniem, jak zawsze.
- Ktoś usunął mi wspomnienia na temat lokalizacji tego miejsca. Straciłam ją w Anglii, ale księga może się znajdować w dowolnym miejscu na ziemi. - jęknęłam i mimowolnie spojrzałam na Kath.
Brunetka wierciła się, a na jej twarzy widniał wyraźny grymas niezadowolenia. Nieoczekiwanie zaczerpnęła ze świstem powietrza i wstała.
- Możemy podzielić się na mniejsze grupy i pojechać do miast, w których skupienie wilkołaków jest największe. - zaproponowała. Damon, Klaus i Stefan spojrzeli na nią pytająco. - Robię to tylko dla siebie. - skwitowała ozięble i podeszła do barku.
Klaus w wampirzym tempie znalazł się przy niej i wyrwał butelkę whisky z ręki.
- Nie rozpędzaj się.- syknął i odłożył butelkę na miejsce.
Poirytowana brunetka wróciła na swoje wcześniejsze miejsce.
- Katerina ma racje, Klaus. - zauważył Elijah.
- Może. - syknął Klaus - Cztery pary z nas wyjadą w poszukiwaniu informacji na temat księgi. Kilkoro z nas jednak zostanie tutaj. Więc... - Blondyn rozejrzał się po pomieszczeniu, a na jego twarzy zawitał krótki uśmiech. - Elijah pojedzie z Megan do miejsca utraty księgi. Kol i Joy pojadą do Rio de Janeiro. Katherine i Damon wybiorą się na Florydę, a ja i Caroline pojedziemy do Liverpool'u. Rebekah, Stefan i Elena zostają.
Chwile po przemówieniu Klausa, moi przyjaciele zaczęli głośno protestować. Mi towarzystwo Elijah'y pasowało. Zauważyłam, że Caroline westchnęła zrezygnowanie i jeszcze bardziej posmutniała.
- Nie chcę z nim jechać! - krzyczała Katherine.
- A ja z nią! - odkrzykiwał Damon.
Joy wyglądała na wyraźnie zakłopotaną, a Kol tylko pił kolejną szklankę whisky. Bekah również protestowała, najwyraźniej nie marzyło jej się towarzystwo Elenki i Stefcia przez najbliższe kilka dni.
- Nie obchodzą mnie wasze zachcianki! - warknął Klaus. - Postanowiłem, a teraz zabierajcie się stąd i pakujcie się. Mamy księgę do znalezienia. - swoją wypowiedź skwitował złowieszczym uśmieszkiem.
***
~ Gdzieś w Mystic Falls ~
Wysoka blondynka pewnym krokiem wkroczyła do mrocznego pomieszczenia. Zacisnęła rękę w pięść, przekręciła nadgarstek i rozprostowała ją. Przez okno w suficie do pomieszczenia wpadł snop księżycowego światła.Kobieta rzuciła na podłogę jakieś naszyjnik, podniosła ręce ku górze i zaczęła recytować zaklęcie.
- Et nunc revertar ut male loqui de me abs te expecto tribuat mihi admisit summo animi!
Blondynka oddychała ciężko, a z jej nosa ciekła krew. Naszyjnik zaczął się palić, na co kobieta uśmiechnęła się złowieszczo. W miejscu prochu znajdował się teraz duch mulatki z czarnymi włosami.
- Esther. - szepnęła z zadowoleniem brunetka.
- Witaj Ayanno. - odpowiedziała i podeszła bliżej pozwalając światłu ukazać jej twarz.
- Kochana, co Ci się stało? - zapytała zdenerwowana wskazując na blondynkę.
Kobieta delikatnie dotknęła zniekształcenia na policzku i skroni. Każdy dotyk niemiłosiernie bolał.
- Ona. - syknęła. - Jest silniejsza niż myślimy.
- Wcieliłaś plan w życie?- zapytała zjawa i rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Robią dokładnie to co chcemy. Już niedługo on powróci.- odpowiedziała i zaśmiała się złowrogo.
***
Z punkty widzenia Caroline.
Wyjęłam z szafy jeszcze kilka bluzek i wpakowałam je do czarnej torby leżącej na moim łóżku. Westchnęłam zrezygnowanie i przeczesałam włosy ręką. Perspektywa wyjazdu z Klausem mnie dobijała. Mogłabym jechać z każdym, tylko nie z nim! Jeszcze do tego ta sprawa z Tylerem... Łzy zeszkliły mi oczy. Caroline, przestań płakać! Nie jesteś małym dzieckiem! Dopięłam walizkę i hardo szłam w stronę wyjścia.
Rzuciła ostatnie spojrzenie na korytarz i wyszłam z domu. Klaus stał oparty o maskę czarnego mustanga. Kiedy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się łobuzersko. Uniosłam oczy do nieba i niechętnie podeszłam do niego.
- Jedziemy? - zapytałam beznamiętnie i poprawiłam włosy.
- Oczywiście, kochana. - odpowiedział i otworzył mi drzwi ze strony pasażera.
Wywróciłam oczami i wsiadłam do środka. Blondyn włożył moją walizkę do bagażnika i usiadł po stronie kierowcy.
- Gotowa? - zapytał i przekręcił kluczyki w stacyjce.
Wzięłam głęboki wdech, przełknęłam ślinę i potaknęłam. Z piskiem opon wyjechaliśmy spod mojego domu. Szybkość z jaką jechaliśmy wcisnęła mnie w fotel. Klaus uśmiechnął się i skręcił w stronę lotniska. Zaczyna się... - westchnęłam.
________________________________________________________________________________
Hej kochani! <3
Nareszcie udało mi się napisać nowy rozdział :D
Mam nadzieję, że wam się spodoba : )
Zapraszam was też na http://the-story-of-two-worlds.blogspot.com/
Do napisania ;**
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
poniedziałek, 2 września 2013
Rozdział VI
Z punktu widzenia Caroline.
Wesoło chodziłam po domu. Byłam taka szczęśliwa, że Tyler wrócił. Chłopak siedział w kuchni, jedząc kolacje. Podeszłam do niego i pocałowałam w usta.
- Będziesz spał na kanapie. - szepnęłam wesoło.
- Dlaczego? - zapytał smutny.
- Moja mama jest w domu. - jęknęłam. - Poczekaj, a ja znajdę jakieś koce.
Uśmiechnęłam się do niego i poszłam szukać. Wszystko się nareszcie układało. Tyler wrócił i nie jest już przywiązany do Klausa. W Mystic Falls nie dzieje się nic strasznego. Jest dobrze, po prostu dobrze. Westchnęłam, wzięłam koce i położyłam je na kanapie. Poszłam do swojego pokoju, bo to własnie tam był Tyler. Uśmiechnęłam się i stanęłam w progu. Brunet trzymał w prawej ręce jakąś kartkę, a lewą zacisnął w pięść. Zdziwiłam się.
- Co TO jest?! - zapytał wkurzony i pokazał mi kartkę.
Rysunek przedstawiał mnie w balowej sukni i głowę konia. Dzieło było prezentem od Klausa.
- Tyler, ja... - zaczęłam.-... To nie jest tak jak myślisz!
- Ja wyjeżdżam, żeby zerwać więź pomiędzy mną, a tym potworem. Robiłem to by być z tobą, a ty tak po prostu się z nim zabawiasz! - krzyczał wściekły.
- Przestań! Mogę to wyrzucić. - szepnęłam, mając łzy w oczach.
- Wiesz co? Po prostu nie ogarniam tego! Przenocuję gdzie indziej, pa! - powiedział, minął mnie i wyszedł trzaskając drzwiami.
Wzdrygnęłam się i osunęłam się na podłogę. Podkurczyłam nogi i wybuchnęłam płaczem. Dlaczego wszystko musiało się zepsuć?! Było już tak dobrze. Głupi rysunek! - syknęłam, zgniotłam go i wyrzuciłam. Nie mogłam się uspokoić. Przeklęty Klaus!
Z punktu widzenia Damona.
Siedziałem na kanapie ze szklanką Burbonu bezcelowo wpatrując się w tańczące w kominku płomienie. Przechyliłem szklankę i wypiłem całą jej zawartość, uśmiech mimowolnie zawitał na mojej twarzy. Wstałem i podszedłem do barku. Wyjąłem całą butelkę Burbonu. Otworzyłem ją i zacząłem pić. Spojrzałem przed siebie. W drzwiach stała Elena żegnając się ze Stefciem.
- Wychodzę, Damon. - tu zwróciła się do mnie. - Proszę Cię nie pij już.
Potaknąłem i wypiłem jeszcze łyka. Elka westchnęła i wyszła. Za oknami szalała burza. Spojrzałem na butelkę i rzuciłem się na kanapę. Zamknąłem oczy i już miałem zasnąć, ale przed moimi oczami stanęła kobieta. Była cała mokra, jej brązowe, lekko falowane włosy opadały kaskadą na ramiona, a mokre ubrania podkreślały jej zgrabną sylwetkę. Uśmiechała się do mnie. Powoli wstałem i zapytałem:
- Elena, co Ty tu jeszcze robisz? - zapytałem cicho.
Brunetka nic nie odpowiedziała tylko usiadła na mnie okrakiem i wpiła się namiętnie w moje usta. Zaskoczyła mnie, chwile nie wiedziałem co robić, ale odwzajemniłem pocałunek. Dziewczyna całowała mnie namiętnie i łapczywie powoli rozpinając guziki mojej koszuli. Coś sobie uświadomiłem, tylko jedna kobieta mogła mnie tak całować.
- Katherine. - warknąłem i odepchnąłem ją od siebie.
Dziewczyna zaśmiała się i poprawiła włosy.
- A było już tak blisko! - westchnęła. - Musisz przyznać, że jestem w tym dobra.
Przewróciłem oczami i jednym łykiem opróżniłem butelkę do końca.
- Oj, czyżby problemy w raju? - syknęła, a zaraz potem wybuchnęła śmiechem.
- Nie twoja sprawa, Kath. - warknąłem i podszedłem do okna.
- Rozchmurz się, Damon. - zawołała i podeszła do mnie. - Idziemy coś zjeść?
To nie zabrzmiało jak prośba, tylko rozkaz.
- Dalej! Nie daj się prosić. - zamruczała mi do ucha.
Chwilę biłem się z myślami. Spojrzałem na nią, uśmiechała się złowrogo.
- Z tobą zawsze, panno Pierce. - szepnąłem i uśmiechnąłem się łobuzersko.
- I to jest Damon, którego znam i czasem nawet lubię. - zachichotała i zawróciła w stronę drzwi.
Uniosłem oczy do nieba, uśmiechnąłem się i poszedłem za nią. Nagle brunetka zamarła i wytężyła słuch.
- Słyszysz? - zapytała cicho.
- Niby co?
- Wytęż słuch, Damon. - syknęła
Wykonałem polecenie Katherine. Słyszałem szmer, krople deszczu uderzające o okna posiadłości i coś co mnie też zamurowało. Warczenie wilka. Nagle wielkie okno koło drzwi zostało wibitę, wpuszczając do środka wielkiego wilkołaka.
-No nie, znowu?! - jęknąłem wkurzony. - Stefan, mamy gościa.
Wilk rzucił się na Kath, powalając ją na podłogę. Dziewczyna krzyknęła i próbowała się wyrwać. Stefan pojawił się w salonie i rzucił mi srebrny nóż. Złapałem go zręcznie i wbiłem go w grzbiet bestii. Wilk zaskowyczał i zniknął. Stefan trudził się z drugim wilkołakiem.
- Weź ją stąd! - krzyknął i wskazał na brunetkę.
Drugi wilk zniknął, a Stefan popędził za nim. Cisnąłem sztylet za siebie i podszedłem do Katherine. Dziewczyna na wpół przytomna leżała na podłodze z raną po ugryzieniu wilkołaka na prawej ręce. Przełknąłem ślinę i ostrożnie wziąłem ją na ręce. Brunetka cicho jęknęła z bólu i zdrową ręką objęła mnie za szyję. Położyłem ją w moim pokoju na łóżku. Dziewczyna bezwładnie na nie opadła i zaczęła kaszleć. Wiedziałem co się dokładnie potem stanie więc postanowiłem zadzwonić do Klausa.
- Co Ty robisz? - zapytała słabo, kiedy wybierałem numer hybrydy.
- Jak to co? Dzwonie po Klausa.
- Zwariowałeś?! Klaus w życiu mi nie pomoże! - warknęła i znów zaczęła kaszleć. - Przynieś mi krwi.
Westchnąłem i po chwili wróciłem woreczkiem świeżej krwi. Usiadłem koło dziewczyny i podałem woreczek. Po kilku sekundach Kath go opróżniła.
- To co mamy zrobić? - zapytałem.
Mimo wszystko, nie chciałem, żeby Katherine umarła.
- Elena. - szepnęła. - Dałam jej buteleczkę z krwią Klausa, jak Ty umierałeś, pamiętasz? Ona musi ją mieć.
- Spoko, zaraz wracam. - zakomunikowałem.
- Pośpiesz się. - jęknęła i zaczęła pluć krwią.
- Jak trochę sobie pocierpisz, nic Ci się nie stanie. - rzuciłem.
- Mówię serio!
- Ja też! - krzyknąłem i w wampirzym tempie pobiegłem do domu panny Gilbert.
Po drodze z głodu zabiłem jedną blondynkę. Spokojnie podszedłem do drzwi i zapukałem. Po chwili otworzył mi młody Gilbert. Brunet zmierzył mnie wzrokiem i przez moment patrzył się na mnie. Miałem ochotę urwać mu łeb.
- Elena! - zawołał i odszedł od drzwi.
Uśmiechnąłem się wrednie i czekałem. Po chwili w drzwiach stanęła Elena. Miała na sobie szary dres, a włosy upięte były w wysoką kitkę.
- Damon? Coś się stało? - zapytała wyraźnie zdziwiona moimi odwiedzinami.
- Normalka. Zaatakowały nas wilkołaki i mamy ofiary. Przejdźmy do rzeczy: Masz może tą buteleczkę z krwią Klausa od Katherine?
- Jaaa... Tak, mam ją do góry. - odpowiedziała zdezorientowana i poszła do swojego pokoju.
Wyjąłem telefon, ponieważ usłyszałem dźwięk przychodzącego sms'a. Okazało się, że to od Stefana.
" Ścigałem go, ale niestety nie udało mi się go dorwać. Wpadnę do innych, sprawdzę czy wszystko okej. "
Prychnąłem i zwróciłem się do Eleny, która właśnie zeszła. Trzymała w ręce buteleczkę.
- Proszę. - powiedziała i wręczyła mi ją. - Wszystko dobrze? Stefan jest ranny?
Przewróciłem oczami. Ona tylko o jednym...
- Nie musisz się o nic martwić. - zawołałem i w wampirzym tempie dobiegłem do domu.
Cicho wszedłem do środka pensjonatu, w którym panował półmrok.
- Katherine? Kici, kici. Mam coś dla ciebie. - zawołałem.
W odpowiedzi nic nie usłyszałem. Zacząłem rozglądać się po salonie. Nagle ktoś rzucił się na mnie i przygwoździł do podłogi. Był to sobowtór Tatii. Dziewczyna miała w obłęd w oczach, a w ręce trzymała drewniany kołek. Brunetka była wściekła, szarpała mnie i próbowała wbić kołek w serce. Złapałem ją za ręce i próbowałem się wyswobodzić. Brązowooka miała halucynacje.
- Katherine, puść mnie! - krzyknąłem.
- Zasłużyłeś na śmierć! Miałeś ich chronić! - krzyczała, po czym wbiła mi kołek w brzuch.
Syknąłem z bólu i szarpnąłem ją tak, że teraz ja byłem nad nią. Dziewczyna próbowała się wyswobodzić.
- Katherine! - krzyknąłem patrząc jej prosto w oczy.
Brunetka przestała się szarpać, obłęd w jej oczach też zniknął. Była wykończona. Puściłem ją i powoli wstałem. Wyjąłem kołek i rzuciłem go do kominka. Uspokoiłem swój oddech i usiadłem koło Katherine. Dziewczyna powoli otworzyła oczy i spojrzała na mnie. Na chwile nasze spojrzenia się spotkały. Opuściłem wzrok i wyjąłem buteleczkę. Dziewczyna usiadła i oparła głowę o moje ramię. Podałem ją jej. Brunetka wzięła głęboki wdech i upiła łyk. Uśmiechnęła się słabo i położyła buteleczkę koło mojej ręki.
- Dziękuje. - szepnęła szczerze.
***
Z punktu widzenia Klausa:
Był środek nocy, a ja nadal nie mogłem spać, moje myśli zaprzątała pewna blond wampirzyca. Myślałem o balu i naszym tańcu. Było niesamowicie, tak inaczej. Caroline była inna, nie była taka jak wszystkie dziewczyny. Myślę, że to mnie do niej przyciąga. Przestań tak myśleć, Klaus! - skarciłem się w myślach. - Jesteś Pierwotnym, hybrydą, postrachem wobec wszystkich, krwiożerczą bestią! Nie czujesz! Otrząsnąłem się i w wampirzym tempie znalazłem się na kanapie w salonie ze szklanką whisky. Chwilę wpatrywałem się w bursztynowy trunek, chwili później wypiłem całość. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi, zdziwiony spojrzałem w stronę wejścia i zawołałem:
- Otwarte!
Wytężyłem wzrok i spojrzałem na postać stojącą w drzwiach. Był to wysoki chłopak, nastolatek. Na sobie miał raczej ciemne ubrania. Spokojnie szedł w moją stronę. Podwinąłem rękawy koszuli i z wampirzą siłą przygwoździłem go do ściany, chłopak był wyraźnie zaskoczony.
- Daj mi jeden powód, żeby Cię nie zabić! - syknąłem i zacząłem go dusić.
- Chcę porozmawiać, Klaus! - szepnął zachrypnięty, próbując się wyswobodzić.
Zmierzyłem go wzrokiem, nie wyglądał na groźnego. Co mi szkodzi. - pomyślałem i go puściłem. Chłopak oddychał ciężko i rozmasowywał sobie ramię. Usiadłem na kanapie i spojrzałem na niego z pogardą.
- Więc, co Cię do mnie sprowadza? - zapytałem z udawanym zainteresowaniem.
- Chodzi mi o jedną z dziewczynę, którą niedawno poznałeś. - zaczął zachrypniętym głosem. - Dziewczyna, wysoka z blond włosami, kojarzysz może?
- Czy Ty naprawdę myślisz, że to co mi powiedział coś mi powie. Opisz ją bardziej szczegółowo. - zapytałem od niechcenie. Jednak skrycie intrygowało mnie to co chłopak powiedział.
- Yyy...Długie, folowane blond włosy, brązowe oczy. Miała na sobie czarną bokserkę, skórzaną kurtkę, czarne rurki i jakieś buty. - powiedział po chwili zastanowienia.
- Tak, pamiętam ją. - zakomunikowałem.
Chłopak spojrzałam na mnie z nadzieją.
- Umarła jakiś tydzień temu. Chciałem ją przemienić w hybrydę, ale się nie udało. - odpowiedziałem beznamiętnie.
- Chyba jednak nie umarła, bo zaatakowała mnie jakieś 2 godziny temu.
Zerwałem się z kanapy, byłem wstrząśnięty i wściekły. Jak to żyła?! Na własne oczy widziałem jak umarła.
- Co?! - warknąłem na blondyna
- Mówię co widziałem. Zaatakowała mnie w lesie, nie wyglądała ani jak wampir, ani jak wilkołak, czy hybryda. Nie mam pojęcia czym jest, ale chyba lepiej dla ciebie, żebyś się dowiedział. - zakomunikował i z wampirzą prędkością zniknął z mojego domu.
Zdezorientowany stał na środku salonu. Nie miałem pojęcia czym jest i jak to możliwe, że ona żyję, ale znajdę ją i zabiję.
______________________________________________________________________________
Hej :*
Udało mi się nareszcie napisać ten rozdział.
Przepraszam za tak długie oczekiwanie...;c
Mam nadzieję, że się spodoba :D
Buziaki, Yśka :)
Wesoło chodziłam po domu. Byłam taka szczęśliwa, że Tyler wrócił. Chłopak siedział w kuchni, jedząc kolacje. Podeszłam do niego i pocałowałam w usta.
- Będziesz spał na kanapie. - szepnęłam wesoło.
- Dlaczego? - zapytał smutny.
- Moja mama jest w domu. - jęknęłam. - Poczekaj, a ja znajdę jakieś koce.
Uśmiechnęłam się do niego i poszłam szukać. Wszystko się nareszcie układało. Tyler wrócił i nie jest już przywiązany do Klausa. W Mystic Falls nie dzieje się nic strasznego. Jest dobrze, po prostu dobrze. Westchnęłam, wzięłam koce i położyłam je na kanapie. Poszłam do swojego pokoju, bo to własnie tam był Tyler. Uśmiechnęłam się i stanęłam w progu. Brunet trzymał w prawej ręce jakąś kartkę, a lewą zacisnął w pięść. Zdziwiłam się.
- Co TO jest?! - zapytał wkurzony i pokazał mi kartkę.
Rysunek przedstawiał mnie w balowej sukni i głowę konia. Dzieło było prezentem od Klausa.
- Tyler, ja... - zaczęłam.-... To nie jest tak jak myślisz!
- Ja wyjeżdżam, żeby zerwać więź pomiędzy mną, a tym potworem. Robiłem to by być z tobą, a ty tak po prostu się z nim zabawiasz! - krzyczał wściekły.
- Przestań! Mogę to wyrzucić. - szepnęłam, mając łzy w oczach.
- Wiesz co? Po prostu nie ogarniam tego! Przenocuję gdzie indziej, pa! - powiedział, minął mnie i wyszedł trzaskając drzwiami.
Wzdrygnęłam się i osunęłam się na podłogę. Podkurczyłam nogi i wybuchnęłam płaczem. Dlaczego wszystko musiało się zepsuć?! Było już tak dobrze. Głupi rysunek! - syknęłam, zgniotłam go i wyrzuciłam. Nie mogłam się uspokoić. Przeklęty Klaus!
Z punktu widzenia Damona.
Siedziałem na kanapie ze szklanką Burbonu bezcelowo wpatrując się w tańczące w kominku płomienie. Przechyliłem szklankę i wypiłem całą jej zawartość, uśmiech mimowolnie zawitał na mojej twarzy. Wstałem i podszedłem do barku. Wyjąłem całą butelkę Burbonu. Otworzyłem ją i zacząłem pić. Spojrzałem przed siebie. W drzwiach stała Elena żegnając się ze Stefciem.
- Wychodzę, Damon. - tu zwróciła się do mnie. - Proszę Cię nie pij już.
Potaknąłem i wypiłem jeszcze łyka. Elka westchnęła i wyszła. Za oknami szalała burza. Spojrzałem na butelkę i rzuciłem się na kanapę. Zamknąłem oczy i już miałem zasnąć, ale przed moimi oczami stanęła kobieta. Była cała mokra, jej brązowe, lekko falowane włosy opadały kaskadą na ramiona, a mokre ubrania podkreślały jej zgrabną sylwetkę. Uśmiechała się do mnie. Powoli wstałem i zapytałem:
- Elena, co Ty tu jeszcze robisz? - zapytałem cicho.
Brunetka nic nie odpowiedziała tylko usiadła na mnie okrakiem i wpiła się namiętnie w moje usta. Zaskoczyła mnie, chwile nie wiedziałem co robić, ale odwzajemniłem pocałunek. Dziewczyna całowała mnie namiętnie i łapczywie powoli rozpinając guziki mojej koszuli. Coś sobie uświadomiłem, tylko jedna kobieta mogła mnie tak całować.
- Katherine. - warknąłem i odepchnąłem ją od siebie.
Dziewczyna zaśmiała się i poprawiła włosy.
- A było już tak blisko! - westchnęła. - Musisz przyznać, że jestem w tym dobra.
Przewróciłem oczami i jednym łykiem opróżniłem butelkę do końca.
- Oj, czyżby problemy w raju? - syknęła, a zaraz potem wybuchnęła śmiechem.
- Nie twoja sprawa, Kath. - warknąłem i podszedłem do okna.
- Rozchmurz się, Damon. - zawołała i podeszła do mnie. - Idziemy coś zjeść?
To nie zabrzmiało jak prośba, tylko rozkaz.
- Dalej! Nie daj się prosić. - zamruczała mi do ucha.
Chwilę biłem się z myślami. Spojrzałem na nią, uśmiechała się złowrogo.
- Z tobą zawsze, panno Pierce. - szepnąłem i uśmiechnąłem się łobuzersko.
- I to jest Damon, którego znam i czasem nawet lubię. - zachichotała i zawróciła w stronę drzwi.
Uniosłem oczy do nieba, uśmiechnąłem się i poszedłem za nią. Nagle brunetka zamarła i wytężyła słuch.
- Słyszysz? - zapytała cicho.
- Niby co?
- Wytęż słuch, Damon. - syknęła
Wykonałem polecenie Katherine. Słyszałem szmer, krople deszczu uderzające o okna posiadłości i coś co mnie też zamurowało. Warczenie wilka. Nagle wielkie okno koło drzwi zostało wibitę, wpuszczając do środka wielkiego wilkołaka.
-No nie, znowu?! - jęknąłem wkurzony. - Stefan, mamy gościa.
Wilk rzucił się na Kath, powalając ją na podłogę. Dziewczyna krzyknęła i próbowała się wyrwać. Stefan pojawił się w salonie i rzucił mi srebrny nóż. Złapałem go zręcznie i wbiłem go w grzbiet bestii. Wilk zaskowyczał i zniknął. Stefan trudził się z drugim wilkołakiem.
- Weź ją stąd! - krzyknął i wskazał na brunetkę.
Drugi wilk zniknął, a Stefan popędził za nim. Cisnąłem sztylet za siebie i podszedłem do Katherine. Dziewczyna na wpół przytomna leżała na podłodze z raną po ugryzieniu wilkołaka na prawej ręce. Przełknąłem ślinę i ostrożnie wziąłem ją na ręce. Brunetka cicho jęknęła z bólu i zdrową ręką objęła mnie za szyję. Położyłem ją w moim pokoju na łóżku. Dziewczyna bezwładnie na nie opadła i zaczęła kaszleć. Wiedziałem co się dokładnie potem stanie więc postanowiłem zadzwonić do Klausa.
- Co Ty robisz? - zapytała słabo, kiedy wybierałem numer hybrydy.
- Jak to co? Dzwonie po Klausa.
- Zwariowałeś?! Klaus w życiu mi nie pomoże! - warknęła i znów zaczęła kaszleć. - Przynieś mi krwi.
Westchnąłem i po chwili wróciłem woreczkiem świeżej krwi. Usiadłem koło dziewczyny i podałem woreczek. Po kilku sekundach Kath go opróżniła.
- To co mamy zrobić? - zapytałem.
Mimo wszystko, nie chciałem, żeby Katherine umarła.
- Elena. - szepnęła. - Dałam jej buteleczkę z krwią Klausa, jak Ty umierałeś, pamiętasz? Ona musi ją mieć.
- Spoko, zaraz wracam. - zakomunikowałem.
- Pośpiesz się. - jęknęła i zaczęła pluć krwią.
- Jak trochę sobie pocierpisz, nic Ci się nie stanie. - rzuciłem.
- Mówię serio!
- Ja też! - krzyknąłem i w wampirzym tempie pobiegłem do domu panny Gilbert.
Po drodze z głodu zabiłem jedną blondynkę. Spokojnie podszedłem do drzwi i zapukałem. Po chwili otworzył mi młody Gilbert. Brunet zmierzył mnie wzrokiem i przez moment patrzył się na mnie. Miałem ochotę urwać mu łeb.
- Elena! - zawołał i odszedł od drzwi.
Uśmiechnąłem się wrednie i czekałem. Po chwili w drzwiach stanęła Elena. Miała na sobie szary dres, a włosy upięte były w wysoką kitkę.
- Damon? Coś się stało? - zapytała wyraźnie zdziwiona moimi odwiedzinami.
- Normalka. Zaatakowały nas wilkołaki i mamy ofiary. Przejdźmy do rzeczy: Masz może tą buteleczkę z krwią Klausa od Katherine?
- Jaaa... Tak, mam ją do góry. - odpowiedziała zdezorientowana i poszła do swojego pokoju.
Wyjąłem telefon, ponieważ usłyszałem dźwięk przychodzącego sms'a. Okazało się, że to od Stefana.
" Ścigałem go, ale niestety nie udało mi się go dorwać. Wpadnę do innych, sprawdzę czy wszystko okej. "
Prychnąłem i zwróciłem się do Eleny, która właśnie zeszła. Trzymała w ręce buteleczkę.
- Proszę. - powiedziała i wręczyła mi ją. - Wszystko dobrze? Stefan jest ranny?
Przewróciłem oczami. Ona tylko o jednym...
- Nie musisz się o nic martwić. - zawołałem i w wampirzym tempie dobiegłem do domu.
Cicho wszedłem do środka pensjonatu, w którym panował półmrok.
- Katherine? Kici, kici. Mam coś dla ciebie. - zawołałem.
W odpowiedzi nic nie usłyszałem. Zacząłem rozglądać się po salonie. Nagle ktoś rzucił się na mnie i przygwoździł do podłogi. Był to sobowtór Tatii. Dziewczyna miała w obłęd w oczach, a w ręce trzymała drewniany kołek. Brunetka była wściekła, szarpała mnie i próbowała wbić kołek w serce. Złapałem ją za ręce i próbowałem się wyswobodzić. Brązowooka miała halucynacje.
- Katherine, puść mnie! - krzyknąłem.
- Zasłużyłeś na śmierć! Miałeś ich chronić! - krzyczała, po czym wbiła mi kołek w brzuch.
Syknąłem z bólu i szarpnąłem ją tak, że teraz ja byłem nad nią. Dziewczyna próbowała się wyswobodzić.
- Katherine! - krzyknąłem patrząc jej prosto w oczy.
Brunetka przestała się szarpać, obłęd w jej oczach też zniknął. Była wykończona. Puściłem ją i powoli wstałem. Wyjąłem kołek i rzuciłem go do kominka. Uspokoiłem swój oddech i usiadłem koło Katherine. Dziewczyna powoli otworzyła oczy i spojrzała na mnie. Na chwile nasze spojrzenia się spotkały. Opuściłem wzrok i wyjąłem buteleczkę. Dziewczyna usiadła i oparła głowę o moje ramię. Podałem ją jej. Brunetka wzięła głęboki wdech i upiła łyk. Uśmiechnęła się słabo i położyła buteleczkę koło mojej ręki.
- Dziękuje. - szepnęła szczerze.
***
Z punktu widzenia Klausa:
Był środek nocy, a ja nadal nie mogłem spać, moje myśli zaprzątała pewna blond wampirzyca. Myślałem o balu i naszym tańcu. Było niesamowicie, tak inaczej. Caroline była inna, nie była taka jak wszystkie dziewczyny. Myślę, że to mnie do niej przyciąga. Przestań tak myśleć, Klaus! - skarciłem się w myślach. - Jesteś Pierwotnym, hybrydą, postrachem wobec wszystkich, krwiożerczą bestią! Nie czujesz! Otrząsnąłem się i w wampirzym tempie znalazłem się na kanapie w salonie ze szklanką whisky. Chwilę wpatrywałem się w bursztynowy trunek, chwili później wypiłem całość. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi, zdziwiony spojrzałem w stronę wejścia i zawołałem:
- Otwarte!
Wytężyłem wzrok i spojrzałem na postać stojącą w drzwiach. Był to wysoki chłopak, nastolatek. Na sobie miał raczej ciemne ubrania. Spokojnie szedł w moją stronę. Podwinąłem rękawy koszuli i z wampirzą siłą przygwoździłem go do ściany, chłopak był wyraźnie zaskoczony.
- Daj mi jeden powód, żeby Cię nie zabić! - syknąłem i zacząłem go dusić.
- Chcę porozmawiać, Klaus! - szepnął zachrypnięty, próbując się wyswobodzić.
Zmierzyłem go wzrokiem, nie wyglądał na groźnego. Co mi szkodzi. - pomyślałem i go puściłem. Chłopak oddychał ciężko i rozmasowywał sobie ramię. Usiadłem na kanapie i spojrzałem na niego z pogardą.
- Więc, co Cię do mnie sprowadza? - zapytałem z udawanym zainteresowaniem.
- Chodzi mi o jedną z dziewczynę, którą niedawno poznałeś. - zaczął zachrypniętym głosem. - Dziewczyna, wysoka z blond włosami, kojarzysz może?
- Czy Ty naprawdę myślisz, że to co mi powiedział coś mi powie. Opisz ją bardziej szczegółowo. - zapytałem od niechcenie. Jednak skrycie intrygowało mnie to co chłopak powiedział.
- Yyy...Długie, folowane blond włosy, brązowe oczy. Miała na sobie czarną bokserkę, skórzaną kurtkę, czarne rurki i jakieś buty. - powiedział po chwili zastanowienia.
- Tak, pamiętam ją. - zakomunikowałem.
Chłopak spojrzałam na mnie z nadzieją.
- Umarła jakiś tydzień temu. Chciałem ją przemienić w hybrydę, ale się nie udało. - odpowiedziałem beznamiętnie.
- Chyba jednak nie umarła, bo zaatakowała mnie jakieś 2 godziny temu.
Zerwałem się z kanapy, byłem wstrząśnięty i wściekły. Jak to żyła?! Na własne oczy widziałem jak umarła.
- Co?! - warknąłem na blondyna
- Mówię co widziałem. Zaatakowała mnie w lesie, nie wyglądała ani jak wampir, ani jak wilkołak, czy hybryda. Nie mam pojęcia czym jest, ale chyba lepiej dla ciebie, żebyś się dowiedział. - zakomunikował i z wampirzą prędkością zniknął z mojego domu.
Zdezorientowany stał na środku salonu. Nie miałem pojęcia czym jest i jak to możliwe, że ona żyję, ale znajdę ją i zabiję.
______________________________________________________________________________
Hej :*
Udało mi się nareszcie napisać ten rozdział.
Przepraszam za tak długie oczekiwanie...;c
Mam nadzieję, że się spodoba :D
Buziaki, Yśka :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)